Drodzy Czytelnicy „Gabinetu Prywatnego”!
Medycyna potrafi zaskakiwać. Są tego niezbite dowody – na przykład historia odkrycia Helicobacter pylorii. Jedno z najczęściej leczonych obecnie przewlekłych zakażeń jeszcze 40 lat temu nie istniało w ogóle w zbiorowej świadomości medycznych autorytetów. Mimo iż jeszcze pod koniec XIX w. Walery Jaworski na Uniwersytecie Jagiellońskim opisał spiralne bakterie, które obserwował w osadzie z popłuczyn żołądka pacjentów, aż do lat 80. XX w. bakteryjna teoria etiologii choroby wrzodowej żołądka była odrzucana na korzyść koncepcji nadmiernego stresu i zbytniej kwasowości soku żołądkowego. Dopiero opublikowana w 1982 r. praca dwóch Australijczyków: Robina Warrena – patologa i Barry’ego Marshalla – internisty zwróciła oczy świata na małą helikalną bakterię. Później było jeszcze ciekawiej. Długo nie można było wyhodować tej bakterii. Jakże wielkie było zaskoczenie badaczy, gdy po wyjątkowo długim 6-dniowym weekendzie wielkanocnym w końcu się udało. Okazało się, że H.pylori rosła na pożywce dłużej niż inne bakterie, a jej znalezienie uniemożliwiało standardowe wtedy usuwanie szalek do wzrostu bakterii po zaledwie dwóch dniach. Sposób udowodnienia powiązania choroby wrzodowej z badaną bakterią był równie dużym zaskoczeniem – Marshall, nie mogąc przeprowadzić szeroko zakrojonych badań klinicznych, zdecydował się sam wypić zawiesinę bakterii uzyskanych od swojego 66-letniego pacjenta z zapaleniemżołądka. Wystąpienie bólów brzucha i wymiotów oraz potwierdzenie infekcji w obrazie histopatologicznym u zdrowego uprzednio