Dzień 1 grudnia 2018 r. przeszedł do historii. Tego dnia przestały obowiązywać papierowe druki e-zwolnień. Zastąpiły je nowe elektroniczne zaświadczenia „e-ZLA”. Od tej pory każdy lekarz, który chce orzekać o niezdolności do pracy, musi być wyposażony w komputer, mieć swój login i hasło, umieć się zalogować (albo co najmniej pamiętać hasło do certyfikatu ZUS). Informatyzację polskich lekarzy POZ ułatwił NFZ, który ogłosił dofinansowanie zakupu urządzeń informatycznych i oprogramowania w wysokości 65% kosztów na stanowisko. Choć refundacja ta obwarowana jest wieloma ograniczeniami, a ogłaszające ją zarządzenie ukazało się dość późno (początek listopada), nie sposób nie zauważyć, że dla wielu świadczeniodawców może to być znacząca pomoc. Liczne szkolenia proponowane przez ZUS także ułatwiały wdrożenie w nowy system. Mimo kilku wcześniejszych zmian terminu ostatecznego wprowadzenia e-zwolnień, Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej finalnie obroniło datę inauguracji i system ruszył. Ponieważ 1 grudnia przypadł w sobotę, prawdziwy test aplikacja ZUS-u przeszła dwa dni później, w poniedziałek 3 grudnia. Wydawałoby się, że po tylu latach przygotowań wszystko powinno działać wzorowo. Niestety, zawieszenia serwera ZUS i odmowy przyjęcia e-ZLA doświadczył chyba każdy lekarz, który tego dnia próbował wystawić zwolnienie. W szczycie system przyjmował 17 druków na sekundę, nic więc dziwnego, że czasem odmawiał współpracy. Choć twórcy powinni założyć popularność systemu, widać, że ich również ona zaskoczyła.
Więcej…Nowy numer czasopisma "Gabinet Prywatny"